Napisane #2

Pisanie sprawia że odczuwam ogromną satysfakcję. Po każdej sesji siedzenia z długopisem nad kartką czuje się jakbym odwaliła kawał dobrej roboty. Czasem czuję się pełna słów, wręcz muszę spisać myśli na papierze, bo aż mi kipi od nadmiaru myśli w głowie. Wtedy ciężko mówić o pracy. Wtedy jest to najmilej spędzony czas i czuję się po prostu turbo doładowana pozytywną energią. Często jednak nie jest tak różowo i muszę się ostro namawiać, żeby zasiąść do stołu i coś poskrobać w notesiku. Właśnie w takich chwilach odczuwam największą satysfakcję po skończeniu pisania. Nie chciało mi się, a jednak przełamałam niechęć i teraz czuję się o wiele lepiej. Jeszcze większe wrażenie robią na mnie momenty kiedy absolutnie nie mam ochoty na pisanie, ale jakimś cudem zmuszam się do niego, a tu po kilku wymuszonych zdaniach coś nagle iskrzy i oto słowa same mi płyną! W głowie obraz układa się za obrazem i mam wrażenie że nie starczy mi sił w nadgarstku żeby nadążyć za tą falą inspiracji. Jestem wtedy z siebie niesłychanie dumna i wdzięczna, że przełamałam lenia i dzięki temu powstało coś co być może później już by do mnie nie przyszło. 


Ostatnio przeczytałam w książce Elizabeth Gilbert Wielka Magia, że wielu pisarzy bez zastanowienia stwierdza, że kocha pisanie, ale zapytani czy pisanie kocha ich, większość twierdzi że nie. Ono ich wręcz nienawidzi. Bardzo mnie to zdziwiło. Moje podejście do pisania jest bardziej partnerskie. Jeśli jest jakiś duszek inspiracji, który przychodzi do mnie, siada w rogu pokoju i co jakiś czas rzuca w moim kierunku iskierki inspiracji, które ja mogę potem przelać na papier, to hej! No lubi mnie chyba ten duszek. Jesteśmy jednym teamem. Może być ciężko, może się niechcieć, ale nigdy nie wątpiłam, że jeśli coś daje mi tyle radości, spokoju ducha, satysfakcji to nie może działać przeciwko mnie. 


Komentarze

Popularne posty